5 maja 2020

prolog ☹ ta skryta dziewczyna


Jocelyn siedziała cicho w ławce, na samym końcu klasy. Posłusznie słuchając tego co mówił profesor. Nie zwracała na siebie uwagi, bynajmniej nie tak się jej wydawało. Po kilku minutach bezczynnego siedzenie, zadzwonił dzwonek, oznajmiający koniec zajęć. Przeczekała, aż wszyscy wyjdą i szum na korytarzu ucichnie. Nauczycielowi nigdy nie przeszkadzała jej obecności, w prawdzie nie zwrócił nigdy uwagi, że ktoś zostaje kilka minut dłużej.
Dziewczyna wyszła z klasy numer trzydzieści siedem. Rozejrzała się po korytarzu, by upewnić się czy nigdzie w pobliżu nie ma, któregoś z nich. Po rozejrzeniu się we wszystkie możliwe strony i podwójnym upewnieniu samej siebie, nie zobaczyła nikogo złego. Ruszyła powolnym krokiem w stronę własnej szafki. Przemierzała korytarz, starając nie zwracać na siebie uwagi, idąc cicho jak mysz. Patrzyła na swoje stopy, idąc prosto przez ociemniały już korytarz. Jednak jej niezdarna natura nie pozostała w cieniu i dała o sobie znać, w najgorszym dla dziewczyny momencie. Akurat wtedy, kiedy przez korytarz musiał przechodzić Philip Hermann – szkolny osiłek, udający sportowca. Dziewczyna wpadła na niego z impetem, po czym automatycznie odeszła parę kroków w tył.
— Przepraszam — wyszeptała, jąkając się.
— Oh, ależ nic się nie stało — odparł z sarkastycznym uśmiechem, wymalowanym na parszywej twarzy.
Złapał dziewczynę za przedramię, mocno szarpiąc i wbijając swoje knykcie w jej delikatną skórę. Brunetka w tamtym momencie czuła jak nowy, ciemny siniak formuję się pod materiałem swetra. Oczy zaszły jej łzami, ale wzięła parę głębokich oddechów, aby nie dać po sobie poznać, że czyn chłopaka zabolał.
— Patrzcie kogo my tu mamy!  — krzyknął, ciągnąc brunetkę w stronę tłumu przed głównym wejściem szkoły.
— Nie, nie, nie… Proszę, nie — wymamrotała łamiącym się głosem w stronę szatyna.
Złapał dziewczynę agresywniej, na co ta zamknęła mocno oczy, a łzy na nowo zebrane pod powiekami, spłynęły po policzkach. Chłopak złapał za jej drugie, chude ramię, po czym podniósł ją do góry, zadając jej więcej bólu. Uniósł ją na tyle wysoko, że ludzie ustawieni najbliżej dobrze ją widzieli. Cały tłum zaczął śmiać się głośno, z różnych stron leciały z stronę nastolatki z różnym stopniem wulgarności.
— Patrzcie jakie badziewne spodnie — samozwańcza królowa szkoły krzyknęła podchodząc do dziewczyny i rozcięła jej spodnie różowymi nożyczkami.
Przy tej czynności, zahaczała miejscami o skórę dziewczyny, przez co ta od czasu do czasu syknęła z bólu. Blondynka nie zdawała się robić z tego problemu i nie przerwała w żadnym momencie. Przy samej górze uda, nastolatka przejechała mocniej po skórze brunetki, tworząc płytką ranę.
— Och, przepraszam — zakryła usta ręką, udając pożałowania swojego czynu, co wcale jej nie wyszło – nie dziwić się, że nie przyjęli jej do szkolnego teatru.
Szatyn rzucił Jocelyn na ziemię. Pośladki dziewczyny uderzyły o twardą, cementową powierzchnię, przez co tam również powstaną siniaki. Blondynka podeszła do Jocelyn i kopnęła ją w piszczel czubkiem, swojej szpilki, na którym znajdowały się sztuczne, ale ostre ćwieki.
Zostanie rana, nie ma bata, że nie — pomyślała nastolatka.
Hailey kucnęła, przybliżyła się do twarzy Jocelyn i uderzyła ją z otwartej ręki w blady policzek. Ślad jej dłoni pozostawił po sobie czerwony ślad, na który od razu powędrowała ręka Jo.
— Jak się czujesz tam na dole, przez nikogo nie kochana? — zawołała wstając.
Brunetka nic nie odpowiedziała, zamykając oczy. Skuliła się bardziej na ziemi, próbując skurczyć się jak najbardziej. Wszyscy zebrani w wielkim okręgu dookoła niej po prostu śmiali się. Łatwo można było się domyśleć co, a raczej kto był powodem ich śmiechu. Jocelyn Knight – tak zwane 'szkolne popychadło', dziewczyna, która się nie odzywa. Łatwy cel, w końcu siedząc cicho, nikomu nie wygada co się jej dzieje. Gdy wszyscy w końcu rozeszli się do swoich klas, Ariadna podbiegła przestraszona do swojej przyjaciółki.
— Przepraszam, przepraszam, przepraszam… Ja nie wiedziałam, dopiero Aubrey mnie zawołała z łazienki — Ariadna zaczęła plątać się w swoich słowach, przeraził ją stan w jakim zastała przyjaciółkę. — Nie martw się. Wszystko będzie dobrze — blondynka pogłaskała Jo po plecach.
Dziewczyna cicho załkała, gdy zaczęła się podnosić. Jej ciało było tak pojobijane, że nie wiedziała jak mogło do tego dojść. Była na tyle delikatna, że po jednym upadku mógł uformować się na jej skórze wielki siniak. Brunetka zaczęła zbierać swoje książki, mrużąc oczy przy każdym ruchu, który sprawiał jej ból. Blondynka zauważając ból swojej przyjaciółki, podniosła się, wyręczając ją w zbieraniu książek i notatek. Dziewczyna nie mogła patrzeć na cierpienia Jocelyn, jednakże nie mogła też sama nic zdziałać. Dyrektor szkoły ignorował wszystkie zawiadomienia, ale co można było poradzić. Dostawał on grube pieniądze od rodziców najpopularniejszych uczniów, jeśli ktoś myśli, że świnia odstawi ryj od koryta to się srogo myli.  
— Chodź poproszę Kiana, żeby odwiózł cię do domu — oznajmiła Ariadna, pomagając Jo iść.
— Nie trzeba — Jo zająknęła się, zmierzając w stronę swojej głównej bramy szkolnej.
— Nie ma mowy, że zostaniesz będziesz sama wracała sama do domu… W takim stanie — Aria zaprotestowała, ostentacyjnie machając wolną ręką.
Brunetka jęknęła zrezygnowana i wyszła z terenu szkolnego. Z przyjaciółką obok przysiadły na ławce niedaleko, a wtedy Ariadna znalazła chwilę, żeby skontaktować się z bratem. Zajrzała do dużej torby i po znalezieniu, wyciągnęła z niej komórkę. Odblokowała urządzenie krótkim pinem i weszła w kontakty. Wybrała z listy kontaktów numer swojego barat i zadzwoniła. Dziewczyna spojrzała na pobitą przyjaciółkę i jej serce na ten widok pękł. Spuściła wzrok w dół i zaczęła machać nogami, wyzywając w myślach, dlaczego wcześniej nie wyszła z łazienki. Może wtedy sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej.
— Czego chcesz? — niski, podirytowany głos wydostał się ze słuchawki.
— Hej. Um, Kian… — dziewczyna zawahała się — Przyjedziesz po mnie i po Jo?
— Co się stało? — jego głos ścichnął.
— Zawieziesz ją do domu ? — spytała cicho, próbując nie zwrócić uwagi przyjaciółki, która płakała nad spodniami i raną.
— Za kilka minut jestem — oznajmił bardziej energicznie, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
— Dobra, siedzimy przy głównej bramie, na tej niebieskiej ławce.
— Okej, okej — wymamrotał pośpieszeni i od razu się rozłączył.
Po niecałych kilkunastu minutach przyjechał Kian. Wyszedł z samochodu i poszedł od razu otworzyć tylnie drzwi. Blondynka przytrzymała Jo, aby ta nie upadła przy wstawaniu. Dziewczyna była widocznie osłabiona. Stłumione, przez rękę brunetki, syknięcie wydostało się z jej ust. Brat Ariadny widząc skrzywdzoną Jo, od razu podszedł i wziął ją na ręce w ślubnym stylu. Dziewczyna nie przyzwyczajona do tego gest delikatnie pisnęła.
— Robię to już chyba po raz tysięczny, a ty nadal nie przyzwyczajona? — zaśmiał się nisko.
— Nie — wymamrotała, a jej poliki oblały się czerwonym rumieńcem.
  Brad posadził brunetkę na tylnych siedzeniach w samochodzie, z przodu na miejsce pasażera wsiadła Ariadna, a zaraz po niej na miejsce kierowcy wsiadł on sam.
***
Zmartwiona blondynka przysiadła na krańcu materaca, łapiąc rękę Jocelyn w swoją dłoń. Spojrzała na nią z matczyną miłością.
— Na pewno wszystko w porządku ? — spytała po raz tysięczny.
— Tak, naprawdę. Poza tym nie powinniście się razem z Kianem mną przejmować — oznajmiła ściszonym głosem.
— Nie mów tak, Jo. To nie prawda — Ariadna stwierdziła, przytulając przyjaciółkę — Kocham Cię przecież jak siostrę — szepnęła ściszonym tonem.
— Ja ciebie też — Jocelyn wymamrotała.
Blondynka wyszła z pokoju, zostawiając Jocelyn sam na sam ze jej myślami.
a/n:
jeśli czytasz zostaw po sobie komentarz